PRZEMIANY ŚWIADOMOŚCI ETNICZNEJ MIESZKAŃCÓW WSCHODNIEJ BIAŁOSTOCCZYZNY

PRZEMIANY ŚWIADOMOŚCI ETNICZNEJ MIESZKAŃCÓW WSCHODNIEJ BIAŁOSTOCCZYZNY

 „Przyszłość tradycji”. Materiały z konferencji Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego. ss. 131-147

 Włodzimierz Pawluczuk
 PRZEMIANY ŚWIADOMOŚCI ETNICZNEJ MIESZKAŃCÓW WSCHODNIEJ BIAŁOSTOCCZYZNY

    I. Uwagi ogólne
    Wschodnia rubież Polski jest pograniczem w dwojakim sensie – pograniczem narodowym (polsko-ukraińskim i polsko-białoruskim) i pograniczem cywilizacyjnym, łacińsko-bizantyjskim. Te dwie płaszczyzny auto identyfikacji nakładały się tu na siebie od wieków. Identyfikacja narodowa wiąże się, jak wiadomo, ze wspólnotą języka, kultury, często też – wspólnością życia politycznego. Nośnikiem tożsamości cywilizacyjnej na tym obszarze jest religia. Tak jest zresztą wzdłuż całej rubieży łacińsko-bizantyjskiej od krańców Skandynawii na północy po Adriatyk na południu. Wszędzie widać ciążenie wspólnot łacińskich (katolicyzm i protestantyzm) ku wartościom zachodnim, zaś wspólnot prawosławnych – ku wartościom wschodnim. Problemy wschodniej rubieży Polski, problem tożsamości mieszkańców, dynamiki współżycia i konfliktów, charakteru procesów ideologicznych i duchowych – wszystko to zależy i zależeć będzie od charakteru tej rubieży – czy będzie ona bardziej narodowościowa, czy cywilizacyjna.
    Zdaniem socjologów, na pograniczach występują zjawiska specyficzne, często autonomiczne wobec centrów, aż po żądanie autonomii kulturowej, etnicznej czy politycznej!. Częściej jednak mamy inne zjawisko:
    Zob. G. Babiński, Pogranicze polsko-ukraińskie. Etniczność, zróżnicowanie religijne, tożsamość, Kraków 1997, s. 51.
    pogranicza są bardziej radykalne od centrów, często narzucają, czy też usiłują narzucić, centrom swą ideologię jako ideologię narodową. Czują się one niejako w obowiązku akcentować swą religijność, narodowe czy cywilizacyjne wartości, czego nie muszą czynić ludzie centrum.
    Nas w tym miejscu interesuje jednak, jak rozumiem, sytuacja na Białostocczyźnie. Mają na nią wpływ zmiany sytuacji politycznej w Polsce po upadku komunizmu, co jest oczywiste. Niemniej jednak nie bez znaczenia jest to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, na Białorusi. Rzutuje to bowiem na sytuację Białorusinów na Białostocczyźnie i dynamikę procesów etnicznych na tym terenie.
    Jak wynika z dostępnych badań białoruskich socjologów, społeczeństwo współczesnej Białorusi dzieli się wyraźnie na część zorientowaną na wartości prozachodnie, europejskie i część zorientowaną na wartości wschodnie, powiedzmy „proruską”. Ta druga orientacja na razie stanowi zdecydowaną większość. Ta pierwsza charakterystyczna jest przede wszystkim dla zachodnich rejonów Białorusi, zamieszkałych w dużym stopniu przez ludność katolicką, i dla klasy średniej tego kraju. Ta druga to przede wszystkim prawosławne, kołchozowe chłopstwo.
    Sprawa ma przy tym głęboki kontekst historyczny. Można śmiało powiedzieć, iż nie byłoby narodu białoruskiego jako takiego, gdyby nie wpływy polskie i katolickie. Byłby, co najwyżej, zapadnioruski etnos.
    Rzecz w tym, iż białoruska świadomość narodowa, świadomość „białoruskości” kształtuje się w kręgu wpływów łacińskich i katolickich. Zaczątki tych idei pojawiają się w kręgu mickiewiczowskich filomatów, gdzie żywy język białoruski użyty został po raz pierwszy przez Czeczota jako język literacki. Twórcy literatury białoruskiej w XIX stuleciu to kresowa szlachta lub jej potomkowie – ideowo związani z polskością i religią katolicką. Podręczniki historii literatury białoruskiej wymieniają tu J. Czeczota, A. Rypińskiego, J. Barszczewskiego, W. Korotyńskiego, A. Wiarygę-Darewskiego, U. Syrokomlę i W. Dunina-Marcinkiewicza. Do końca XIX stulecia prawie wszyscy pisarze białoruscy pochodzili ze środowisk katolickich, przeważnie ziemiańskich. Wyjątek stanowi Pauluk Bahrym, z zawodu wiejski kowal, z którego rękopiśmiennej twórczości znany jest tylko jeden wiersz: Zajhra}, za}hra} chłopcza mały. Tworzenie w języku białoruskim pisarze szlacheckiego pochodzenia traktowali jako służbę idei polskiej, a nie białoruskiej, bo o takiej nie mogło być wtedy mowy. Lud białoruski często był przez nich widziany jako swoista mutacja ludu polskiego, a w każdym razie – jako przeciwieństwo „rosyjskości”.
    Zatem w tym kręgu wpływów łacińskich i polskich kształtuje się cała tradycja literacka Białorusinów, tu rodzi się też świadomość narodowa. Rosjanie traktują to jako „polską intrygę”.
    Dziś spora część przywódców antyłukaszenkowskiej opozycji narodowo-demokratycznej składa się z ludzi ze środowisk katolickich, a więc w potocznym odbiorze „polskich”. Fakt ten skrzętnie wykorzystuje propaganda Łukaszenki i – sądząc ze stanu spraw na Białorusi – trafia ona na podatny grunt.
    Ten stan spraw nie może się nie odbijać na świadomości prawosławnych mieszkańców Białostocczyzny, czyli tzw. Białorusinów, i ich stosunku do białoruskiej idei narodowej. Wszelkie poczynania mające na celu wspieranie zorientowanej narodowo białoruskiej opozycji politycznej, czy szerzej – białoruskiej idei narodowej, nie znajdują w tym środowisku żadnego poparcia, odbierane są jako ataki na szeroko rozumianą „ruskość”.

    II. Identyfikacja narodowościowa prawosławnych mieszkańców Białostocczyzny

    Według danych z 1980 roku pochodzących ze źródeł cerkiewnych, na Białostocczyźnie miało zamieszkiwać 332 500 osób wyznania prawosławnego. Ponadto według szacunków Kancelarii Metropolitalnej Kościoła Prawosławnego w Polsce ponad 100000 osób wyznania prawosławnego pozostawało w mieszanych związkach małżeńskich2• Należy rozumieć, iż ci ostatni nie byli formalnie uwzględniani jako wierni Kościoła prawosławnego, ponieważ w większości korzystali z posług religijnych Kościoła katolickiego. Tak czy inaczej, jeśli uznać nawet, że powyższe dane są zawyżone i że w międzyczasie dokonały się zmiany demograficzne na niekorzyść Kościoła prawosławnego – możemy z dużą dozą pewności przyjąć, iż na Białostocczyźnie mieszka nie mniej niż 300 000 osób wyznania prawosławnego, co w opinii potocznej regionu, a często ich samych, jest synonimem bycia „Białorusinem”3.
    A. Mironowicz, Kościół prawosławny na ziemiach polskich w XIX i XX wieku, Białystok 2005, s. 287.
    3 Takie rozumienie pojęcia „Białorusin” na Białostocczyźnie przyjmuje wielu autorów.
    Por. m.in.: E. Mironowicz, Białorusini w Polsce 1944-1949, Warszawa 1993; A Sadowski, Pogranicze polsko-białoruskie. Tożsamość mieszkańców, Białystok 1995.
    Jak wynika z badań prof. Andrzeja Sadowskiego, na Białostocczyźnie około 60% prawosławnych autoidentyfikuje się jako Polacy i tylko 28% jako Białorusini. Nie ma w zasadzie autoidentyfikacji białoruskiej wśród katolików (na 526 respondentów tylko jedna osoba wyznania katolickiego określiła swoją narodowość jako białoruską), pomimo że badania prowadzone były na terenach etnograficznie białoruskich (Sokólszczyzna).
    Biorąc za punkt wyjścia owych 28% prawosławnych jako Białorusinów, Sadowski stwierdza, iż „w województwie białostockim zamieszkuje szacunkowo około 75000 świadomych narodowo Białorusinów”4. Sadowski przyjmuje jednak znacznie niższy szacunek liczby prawosławnych na Białostocczyźnie, około 200000. Powołuje się tu na dane z pierwszych lat PRL, przytaczane przez Mironowicza. Mironowicz dane te traktuje jednak jako bardzo niepewne, od tego czasu mogło się przy tym dużo zmienić.
    Pozostańmy zatem przy tym szacunku – w granicach 300000.
    Zważywszy, że obecne województwo podlaskie liczy około 1200000 mieszkańców, przyjąć możemy, że co czwarty z nich (25%) jest prawosławny, potocznie określany jako Białorusin. W związku z tym pewnym szokiem były wyniki ostatniego spisu powszechnego. Narodowość białoruską zadeklarowało 47700 mieszkańców województwa. Tłumaczono to lękiem przed dyskryminacją i chęcią ukrywania swej „prawdziwej narodowości”. Wyjaśnienie to jest jednak mało przekonujące. Większość Białorusinów mieszka w gminach i miastach, gdzie przynależność wyznaniowa współmieszkańców jest powszechnie znana i przez nikogo nie ukrywana, to samo w znacznym stopniu dotyczy samego Białegostoku.
    Pewne światło na to zagadnienie rzucają preferencje wyborcze prawosławnych mieszkańców Białostocczyzny, zwanych potocznie Białorusinami. Tak na przykład, podczas wyborów sejmowych w 1991 roku na listę Białoruskiego Komitetu Wyborczego głosowało zaledwie 4500 prawosławnych, na listę Komitetu Wyborczego Prawosławnych 13 000, zaś przytłaczająca większość prawosławnych głosowała na SLD. Podobna sytuacja powtarzała się w następnych wyborach parlamentarnych. W chwili, gdy piszę tę ekspertyzę, zakończyły się właśnie powtórne wybory do sejmiku wojewódzkiego. Kandydaci Białoruskiego Komitetu
    A. Sadowski, dz. cyt., s. 123.
    E. Mironowicz, Białorusini w wyborach parlamentarnych i samorządowych w Polsce w latach 1989-1994, „Białoruskie Zeszyty Historyczne” 1995, nr 2, s. 129.
    Wyborczego uzyskali niewiele ponad 2% głosów. To dziwne, zważywszy, że Komitet ten był jedyną formalną reprezentacją Białorusinów, którzy według powyższych szacunków stanowią około 25% mieszkańców regionu.

    III. Prawosławie – religia a kultura

    By zrozumieć te i inne podobne fakty, trzeba po pierwsze zapytać, co w tym przypadku znaczy „bycie prawosławnym”. Desygnatem pojęcia „prawosławny” tu – podobnie zresztą jak na Ukrainie, Białorusi czy w Rosji – nie jest religijność we właściwym tego słowa znaczeniu, ale typ tradycji i kultury. Ten swoisty stop identyfikacji religijnej i cywilizacyjnej jest jednak szczególnie znaczący na pograniczach po obu jego stronach. Dla odmiany – podobnie jest z Polakiem-katolikiem na Białorusi. Prawosławie nie jest tutaj tylko religią, religią prawosławie może być we Francji czy Australii, na tym obszarze pogranicza prawosławie jest typem kultury leżącej u podstaw cywilizacji prawosławia.
    Identyfikacja prawosławnego jako Polaka na Białostocczyźnie nie oznacza po prostu Polaka wyznania prawosławnego, jakim jest dla przykładu w Warszawie Michał Klinger czy w Krakowie Jerzy Nowosielski. Prawosławnym Polakiem może być tu bowiem również niewierzący, agnostyk czy nawet ateista. Tak było na przykład za PRL-u w komitetach partyjnych PZPR, gdzie dygnitarze partyjni dzielili się na katolików i prawosławnych, prowadząc nieraz ze sobą ukryte zawzięte boje. „Prawosławny Polak” to Polak, który czuje jednocześnie swą przynależność do prawosławnej wspólnoty cywilizacyjnej. Co innego zatem być „niewierzącym prawosławnym”, a co innego „niewierzącym katolikiem”.
    Ponieważ identyfikacja cywilizacyjna na tym obszarze nie ma adekwatnych odpowiedników w oficjalnym, również socjologicznym, języku, umyka ona z reguły z pola widzenia socjologa, zastępowana mętnymi i płynnymi określeniami o charakterze narodowym.
    Sumując, można powiedzieć, iż pojęcie „Białorusin” na Białostocczyźnie odnosi się do mieszkańców tego regionu wyznania prawosławnego, rozumianego jako „religia losu”. Pojęcie „religia losu” jest w socjologii przeciwstawiane „religii wyboru”. Religię wyboru – jak sama nazwa wskazuje – świadomie się wybiera. Inaczej z religią losu, zostaje do niej człowiek raz na zawsze przypisany – formalnie biorąc – aktem chrztu, a faktycznie – wyznaniem rodziców. Można być „prawosławnym ateistą”, nawet – „prawosławnym – baptystą”, można nawet, ożeniwszy się z katoliczką, przyjąć formalnie obrządek katolicki, zostać katolikiem, ale będzie się wówczas „przechrztą”, o którym wszakże wiadomo, że tak naprawdę jest on „prawosławny”. Tak rozumiane prawosławie nie jest religią w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie jest religią w sensie kanonicznym, tu bowiem pojęcie „niewierzący prawosławny” jest logicznym absurdem. Tak rozumiane prawosławie jest formą świadomości etnicznej, etnicznej odrębności.
    Tak pojmowany prawosławny jest w świadomości potocznej na Białostocczyźnie Białorusinem. Bycie Białorusinem w tym potocznym rozumieniu jest zatem tak samo nieodwołalne jak bycie prawosławnym. Jest dane ontycznie, „z wyroków boskich”, tak jak bycie mężczyzną czy kobietą, jak bycie Murzynem czy garbatym. Żadne sztuczki tu nie pomogą. Można wpisywać w ankietach „narodowość polska”, ale wiadomo, że ktoś taki chce ukrywać swą prawdziwą białoruskość, wstydzi się jej. Zjawisko to pro f. Elżbieta Czykwin nazywa „stygmatyzacją”6. Tak między innymi zinterpretowano wyniki spisu powszechnego, gdzie okazało się, iż większość prawosławnych na pytanie o narodowość odpowiedziała „Polak”: Białorusini wstydzą się przyznawać do swej narodowości.
    W języku socjologicznym mówi się pobłażliwie o procesie asymilacji Białorusinów w Polsce. Moim zdaniem nie jest to najlepsza interpretacja stanu spraw. O asymilacji mówi się wtedy, gdy członkowie danego narodu przyjmują wartości innego narodu, włączając się do tej nowej narodowej wspólnoty. Białorusini polscy w swej przytłaczającej większości nigdy jednak nie przynależeli do białoruskiej wspólnoty narodowej jako takiej, przynależą natomiast do cywilizacyjnej wspólnoty prawosławia. U prawosławnych Białorusinów Białostocczyzny nie ma i nie może być poczucia tożsamości z białoruskimi wartościami narodowymi – z białoruską literaturą, narodową ideologią – były one bowiem tworzone przez środowiska katolickie, do tego szlacheckie, a zatem – polskie.
    Ze względu na ten kulturowy charakter prawosławia na Białostocczyźnie słuszniej będzie mówić o zróżnicowaniu cywilizacyjnym, a nie religijnym tego regionu. Mówiąc o zróżnicowaniu cywilizacyjnym, mamy na myśli, rzecz oczywista, nie wyposażenie materialne tych społeczno-
    E. Czykwin, Białoruska mniejszość narodowa jako grupa stygmatyzowana, Białystok 2000.
    ści, ale wyposażenie duchowe: odmienne wizje świata i życia, odmienne „symboliczne uniwersa” i – co za tym idzie – odmienne tożsamości.
    IV. Białorusini w warunkach PRL
    Można zatem powiedzieć, iż województwo podlaskie w jego dzisiejszym kształcie zamieszkują identyfikujący się, poza drobnymi wyjątkami, jako Polacy – katolicy pochodzenia białoruskiego (w sensie etnograficznym, „plemiennym”), prawosławni Polacy i prawosławni Białorusini o różnym stopniu autoidentyfikacji, bądź to z wartościami narodowymi białoruskimi, bądź wartościami cywilizacyjnymi, „ruskimi”. Zarówno w świadomości potocznej, jak i w kulturze politycznej regionu dominuje zdecydowanie świadomość dyferencjacji religijnej nad dyferencjacją „narodową” (którą w tym przypadku trzeba niestety pisać w cudzysłowie), a także nierozróżnianie identyfikacji religijnej i identyfikacji narodowej.
    W 1956 roku na fali odnowy życia politycznego PRL ważnym wydarzeniem było powołanie Białoruskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego (BTSK) i jego organu prasowego, tygodnika Niwa, wydawanego w języku białoruskim. Towarzystwo to działa do dzisiaj, czyli ponad pięćdziesiąt lat, organizując działalność kulturalną i oświatową: coroczne festiwale piosenki białoruskiej, festyny, konkursy zespołów dramatycznych, konferencje, kursy dla aktywistów itp. W 1958 roku założone też zostało Białoruskie Stowarzyszenie „Białowieża”. Należący do niego pisarze białoruscy uważali za swój obowiązek organizowanie cyklicznych spotkań z ludnością poszczególnych gmin. Dużą rolę w propagowaniu idei białoruskości odegrał też popularny zespół rozrywkowy „Lawonicha”, zorganizowany i utrzymywany przez BTSK, miewający swe występy właściwie we wszystkich prawosławnych wsiach Białostocczyzny. Działania BTSK obejmowały gminy zamieszkałe przez ludność prawosławną, nieśmiałe próby przeniknięcia do białoruskojęzycznych gmin wyznania katolickiego nie spotkały się z zainteresowaniem miejscowej społeczności. Językowo ludność prawosławna Białostocczyzny posługuje się w zdecydowanej większości dialektem określanym przez językoznawców jako północno-ukraiński; właściwie jest to dialekt zachodniopoleski. Pomimo że literacki język białoruski nie jest dla tej ludności „swoim językiem”, nie jest nawet literacką sublimacją ich gwary, odbierany raczej jako coś sztucznego i obcego, został on w dużym stopniu zaakceptowany jako swoisty symbol odrębności grupy etnicznej Białorusinów w Polsce i gwarancja jej trwania.
    Dużą rolę w tej konsolidacji białoruskiej grupy etnicznej na Białostocczyźnie odegrało szkolnictwo w języku białoruskim. Już w 1949 roku na całym obszarze zamieszkałym przez ludność prawosławną Białostocczyzny powołano sieć szkół „z białoruskim językiem wykładowym”. W gminach posługujących się gwarami rdzennie białoruskimi, ale wyznania katolickiego, szkół takich nie próbowano organizować. Początkowo w zamierzeniach ministerstwa miały to być rzeczywiście szkoły z białoruskim językiem wykładowym. Przystąpiono nawet do tłumaczenia na język białoruski podręczników z fizyki, geografii i innych przedmiotów. Pomysł okazał się nierealny, przede wszystkim ze względu na nieprzygotowanie kadry dydaktycznej do tego typu nauczania, jak też ze względu na opór środowiska zaniepokojonego dalszymi losami tak kształconej młodzieży. Skończyło się więc na tym, iż „szkoły z białoruskim językiem wykładowym” pozostały tylko z nazwy, język białoruski jest w nich obecny jako jeden z przedmiotów nauczania. Uruchomiono też dwa licea z białoruskim językiem nauczania, a na Uniwersytecie Warszawskim zaczęła działać Katedra Filologii Białoruskiej, kształcąca magistrów filologii białoruskiej. Ukształtowała się w ten sposób liczna kadra nauczycielska związana ze szkolnictwem białoruskim, zaangażowana w jego obronę, a zatem – zaangażowana też w propagowanie idei białoruskiej na tym terenie.
    W sumie, w wyniku tych różnorakich, dość intensywnych oddziaływań dydaktyczno-ideologicznych po pięćdziesięciu latach zaczęła się wyraźnie tworzyć białoruska grupa etniczna na Białostocczyźnie, oficjalnie nazywana „białoruską mniejszością narodową”. Jest to zjawisko nowe na tym obszarze. Wcześniej na pytanie o tożsamość społeczność ta deklarowała zamiennie: „ruski”, „prawosławny”, „tutejszy”. „Tutejszy” oznaczało autoidentyfikację etnograficzną, „ruski” lub „prawosławny” – cywilizacyjną• „Ruskim” był każdy prawosławny, człowiek „ruskiej wiary”. My jesteśmy „tutejsi”, bo tutejsi, ale świat składa się z dwóch części – „polskich”, czyli łacinników, i „ruskich”, czyli prawosławnych. Zatem również ci tutejsi mogą być „ruscy” albo „polscy”. Otóż po pięćdziesięciu latach oddziaływań świadomych narodowo elit białoruskich ci „tutejsi prawosławni” zaczęli identyfikować się jako Białorusini.
    Tak ukształtowaną grupę etniczną wolałbym nazywać mniejszością etniczną, a nie mniejszością narodową. To ostatnie pojęcie jest bowiem zarezerwowane dla grup stanowiących odłam jakiegoś narodu. Mniejszość narodowa usiłuje kultywować wartości swego narodu, jest mniejszością dopóty, dopóki wartości te stanowią żywą treść jej życia. Dla Białorusinów w Polsce w swej masie białoruskie wartości narodowe są zupełnie obojętne i w zasadzie nieznane.
    Tak ukształtowana mniejszość, obojętnie jak ją nazwiemy – narodowa czy etniczna – powstać mogła w warunkach PRL. Białoruskość była jedyną możliwą autoidentyfikacją jej odrębności. Białoruskość została jej zadana z góry decyzjami o charakterze raczej politycznym na bardzo wysokich szczeblach decyzyjnych, rozstrzygających o losach świata. Jeszcze w warunkach II Rzeczypospolitej teren działania konspiracyjnej Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi wyznaczony został aż po Bug, poniżej Bugu działała z przyzwolenia Kominternu Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1939 roku na te tereny prawosławni mieszkańcy Białostocczyzny stali się z mocy władzy Białorusinami.
    Ten schemat rozpoznania rzeczywistości przetrwał aż do upadku PRL. Uściślijmy jeszcze raz: mowa tu o rdzennych mieszkańcach Białostocczyzny wyznania prawosławnego. Na przeszkodzie do pełnego włączenia się w białoruską wspólnotę narodową stały dwa fakty. Po pierwsze, przytłaczająca większość tak zorientowanych Białorusinów pochodzi z terenów gwarowo i folklorystycznie nieprzynależnych do obszaru, który można określić jako białoruski. Żaden z poważnych etnografów czy językoznawców nie traktował tego obszaru jako białoruski. Michał Fedorowski swe wiekopomne dzieło Lud białoruski pisał głównie jako świadectwo życia duchowego i folkloru białoruskojęzycznej, katolickiej Sokólszczyzny, dziś świadomościowo polskiej, w dwudziestym stuleciu nieraz z przesadną gorliwością broniącej swej polskości.
    To jedno. Po drugie zaś, białoruska tradycja narodowa tworzona była przez środowiska szlacheckie i katolickie zorientowane antyrusko, a więc w tradycyjnym chłopskim rozumieniu świata – przez środowiska „polskie”.
    Pomimo tych oczywistych przeszkód równie oczywistym faktem jest, iż w okresie powojennym ukształtowała się białoruska mniejszość w obrębie prawosławia, a nie katolicyzmu, choć logika dziejów mogła wskazywać na kierunek odwrotny. Zamiast dawnych tradycyjnych określeń własnej tożsamości typu: „ruski”, „prawosławny”, „tutejszy” pojawiło się bardziej nowoczesne i strawne dla ludzi wykształconych i dla czynników oficjalnych określenie: „Białorusin”.
    Pomijając sprzyjające temu procesowi okoliczności polityczne, byłby on niemożliwy bez tytanicznej pracy twórców i działaczy skupionych wówczas wokół BTSK. Wymienię tu osoby, które – moim zdaniem – odegrały najbardziej znaczącą rolę w tym procesie: Sok rat Janowicz, Aleksander Barszczewski, Jerzy Turonek, Wiktor Szwed, Jerzy Wołkowycki. Usiłowali oni przezwyciężyć wymienione wyżej przeszkody, przekształcić świadomość etniczną w świadomość mniejszości narodowej. Usiłowali nawet włączyć w ruch białoruski białoruskojęzyczne środowiska katolickie, choć nie przyniosło to wówczas widocznych rezultatów nie tylko ze względu na utrwalający się stereotyp, że Białorusini to prawosławni, ale także ze względu na nieprzychylny czy wręcz wrogi stosunek władz do takich prób. Władze węszyły w tym zagrożenie białoruskim „nacjonalizmem”.

    V. Zmiany identyczności etnicznej w okresie transformacji ustrojowej

    Przejdźmy zatem do dzisiejszej sytuacji. Otóż z tego, co wyżej powiedziałem, zdaje się wynikać jasno, że tak ukształtowana mniejszość nie może przetrwać transformacji ustrojowej i wszystkiego, co ona za sobą pociąga. Przede wszystkim pojawiła się możliwość, a nawet konieczność, stania się podmiotem życia politycznego kraju i regionu, możliwość uczestnictwa w życiu politycznym i w sprawowaniu władzy. Oznacza to konieczność gruntownego „przedefiniowania” samego pojęcia „Białorusin” z pojęcia oznaczającego wspólność religijno-etniczną we wspólność stricte narodową ze wszystkimi tego konsekwencjami. Białorusin nagle przestał być tym apolitycznym „tutejszym”, „ruskim”, „prawosławnym” – stał się istotą polityczną. Być Białorusinem, oznaczać zaczęło być członkiem narodu białoruskiego, trzeba zatem być dumnym z jego dorobku i przeszłości, chcieć bronić jego honoru, angażować się w walkę o jego suwerenny byt i świetlaną przyszłość. Bycie Białorusinem zobowiązuje do wspólnotowości nie tylko w skali gminy i okolicy, jak było przedtem, ale w skali Europy i świata. Wiadomo, że naród białoruski mógł zdobyć się na pełną suwerenność, żyć w szczęściu i dobrobycie, ale na przeszkodzie temu stanęły knowania Moskwy i Łukaszenka. O wolność narodu białoruskiego walczy opozycja demokratyczna na Białorusi i obowiązkiem Białorusina w Polsce jest ją popierać. To taka może nieco przejaskrawiona wersja gazetowa, ale w Polsce jest ona w zasadzie obowiązująca. Taką wersję przyjęli „polityczni Białorusini” skupieni w Białoruskim Zjednoczeniu Demokratycznym, Towarzystwie Polska – Białoruś, Białoruskim Radiu Racja.
    Białorusini „tutejsi”, nazwijmy tak tych uformowanych przez BTSK, przyjęli to z obojętnością, jeśli nie ze wzgardą i odrzuceniem. Przejawiło się to brakiem poparcia tej orientacji przy kolejnych wyborach zarówno do Sejmu, jak też do władz samorządowych. Zaangażowanie polskich polityków w sprawy białoruskie, zwłaszcza tych o orientacji prawicowej, może być w ich mniemaniu dostatecznym dowodem na to, iż chodzi tu o jakąś kolejną polską intrygę przeciwko prawosławnej Białorusi.
    Taka postawa przejawiła się też w wynikach spisu powszechnego, gdzie większość prawosławnych Białostocczyzny na pytanie o narodowość podało: „Polak”. Tłumaczy się to, jak już wspomniałem, albo tym, iż Białorusini boją się lub wstydzą przyznawać się do swej narodowości, albo też postępującym procesem asymilacji. Sądzę, iż zarówno jedno jak i drugie wyjaśnienie jest uproszczeniem, o czym już mówiłem. Asymilacja oznacza rezygnację z własnych wartości narodowych na rzecz wartości narodu asymilującego. Białorusini Białostocczyzny, owi „Białorusini tutejsi”, wpisując w ankiecie narodowość polską, nie rezygnują z białoruskich wartości narodowych, bo są one im całkowicie obojętne, a nawet obce. Wręcz przeciwnie, oni w ten sposób bronią się przed unarodowieniem. Określenie „prawosławny Polak” dla wielu jest znacznie bliższe prawdy, niż określenie „Białorusin”, które w dzisiejszej sytuacji zaczęło być pojmowane politycznie. W ankiecie spisowej zabrakło jednak rubryki „wyznanie”, na podstawie której moglibyśmy dowiedzieć się więcej, a mianowicie, czy chodzi tu rzeczywiście o ukrywanie swej tożsamości, czy też jest to możliwie adekwatny wyraz owej tożsamości.
    Pomimo znikomego wpływu na społeczność prawosławną Białostocczyzny, poparciem władz i mediów cieszą się Białorusini polityczni. Ich działalność, polegająca na krzewieniu białoruskiej świadomości narodowej, zorientowana jest przede wszystkim „na eksport”, na Białoruś. Białorusini tutejsi są kulą u nogi regionalnych władz. Mają poglądy lewicowe i stanowią stały elektorat SLD, podczas gdy we władzach regionu przeważają zawsze orientacje prawicowe. Nie hołubią ich też władze centralne. BTSK spotyka się ciągle z restrykcjami finansowymi, a szef Towarzystwa, były poseł Jan Syczewski, za swe kontakty z Mińskiem został frontalnie potępiony przez media i polityków.
    Rozbicie białoruskiej wspólnoty mniejszościowej na Białorusinów politycznych i Białorusinów tutejszych nie jest jedynym symptomem czasów transformacji. Gdy białoruskość przestała być dla społeczności prawosławnej jedyną możliwą formą manifestacji swej odrębności, narodziła się refleksja nad tożsamością bardziej adekwatną do własnej tradycji kulturowej. Narodził się przede wszystkim ukraiński ruch narodowy, który na tym obszarze jest zjawiskiem całkiem nowym. Pojawiły się też nieśmiałe próby sformowania własnej podlaskiej tożsamości, podnoszące miejscową gwarę okolic Bielska i Hajnówki do roli języka literackiego.
    Globalne procesy, których jesteśmy świadkami i uczestnikami, jak transformacja ustrojowa, nasze wejście do Unii Europejskiej, procesy globalizacji – sprzyjają stopniowemu zacieraniu się starej opozycji: Polak-katolik a prawosławny-Białorusin, a mniej elegancko: Ruski. Obie te zbitki pojęciowe są tu wobec siebie lustrzanym odbiciem. Nie do utrzymania na dłuższą metę byłby stereotyp: prawosławny-Białorusin, gdyby nie funkcjonował stereotyp: Polak-katolik. Jeśli przemiany religijności Polaków podążać będą w kierunku modelu ukształtowanego w innych krajach unijnych, określanego mianem procesu prywatyzacji religii, czy też jej „odkościelnieniem” – a wydaje się to bardzo prawdopodobne, to wówczas katolicyzm będzie sprawą prywatną katolika, a nie ideologią narodową. Będzie to niewątpliwie sprzyjało rozdzieleniu identyfikacji narodowej i religijnej wśród Białorusinów
    Kruszeniu się stereotypu cywilizacyjnego, o którym mowa, sprzyjać też będą kontakty z innymi krajami Unii, chociażby – w poszukiwaniu pracy, czy też – lepszej pracy. Trudno będzie nie zauważyć, iż prawosławie nie jest religią etniczną, religią „ruską”, że są prawosławni Szwedzi, Anglicy, Francuzi, że mają swoje świątynie, w których modlą się w swych narodowych językach.
    Jeszcze inny czynnik, który wpływać będzie na tworzenie się nowej konstelacji etnicznej na Białostocczyźnie, stanowią przemiany w relacjach między Kościołami – rzymskokatolickim i prawosławnym oraz przemiany obyczajowe „epoki ponowoczesnej”.
    Po słynnym spotkaniu papieża Pawła II z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem i wzajemnym zdjęciu klątw rzuconych na siebie w XI wieku uznano ważność sakramentów w obu tych największych odłamach chrześcijaństwa i zadeklarowano szacunek dla odrębności kultowych obu wyznań jako prowadzących do zbawienia. I choć idee te z trudem przenikają do konkretnych parafii, a nawet teolodzy obu wyznań miewają wątpliwości, czy w obu obrządkach w sposób równie prosty droga do nieba prowadzi – fakt jest faktem: nie ma kanonicznych przeszkód, by prawosławny ochrzczony w cerkwi przyjmował komunię w katolickim kościele i vice versa. Nie bez znaczenia były też tu różne gesty ekumeniczne wobec prawosławia papieża Jana Pawła II. Prawdopodobnie z czasem również w Polsce prawosławie przestanie być religią losu, a stanie się religią wyboru. Splątana narodowo-wyznaniowa tożsamość będzie wówczas tracić sens.
    Zacieraniu się podziałów wyznaniowych sprzyjają też przemiany obyczajowe. Jak wiadomo, w wielu krajach Europy większość związków ma charakter nieformalnych lub sformalizowanych konkubinatów. Ten „ponowoczesny” trend, związany z niechęcią do trwałego angażowania się i wynikającej stąd odpowiedzialności, przenika i do nas. Dla tego rodzaju par problem ich religijnej tożsamości i związanej z tym tożsamości etnicznej czy „narodowej” jest problemem banalnym czy wręcz śmiesznym. Kim są dzieci licznych niesformalizowanych, przygodnych par, jeśli są one zróżnicowane wyznaniowo – katolikami czy prawosławnymi, „polskimi” czy „ruskimi”? Zdaje się, iż coraz częściej pozostanie to kwestią wyboru ich samych. Ale zdaje się też, że nie będzie to dla nich rzeczą tak ważną ani tak trudną, jak kilkadziesiąt lat wcześniej, bo wyznanie stanie się jednym z wyznaczników tożsamości, ale nie jedynym i często nie najważniejszym. Religia losu staje się stopniowo religią wyboru ze wszystkimi tego skutkami dla grupy etnicznej, która ufundowana była na prawosławiu jako religii losu.

    VI. Katolicy pochodzenia białoruskiego

    Dekompozycja struktury etnicznej Białostocczyzny może też wiązać się z przemianami społeczności „katolików pochodzenia białoruskiego”, jak ich się niekiedy nazywa. Tomasz Bakunowicz szacuje wielkość tej społeczności na około 150-170 tysięcy7. Szacunek ten Bakunowicz
    T. Bakunowicz, Intelektualne oblicze „białoruskości: w: Etyczny wymiar tożsamości kulturowej, red. M. Flis, Kraków 2004. s. 73.
    opiera przede wszystkim na liczbie ludności katolickiej w obszarze gwar białoruskich. Chodzi przy tym o ludność wiejską. Ludność ta pochodzi z zasiedlenia nadniemeńskiego z XVI-XVII stulecia i zamieszkuje powiat sokólski, położone na północ od rzeki Biebrzy południowe skrawki powiatu augustowskiego (gminy Lipsk i częściowo Sztabin), większą część powiatu białostockiego, jak również wschodnie krańce powiatu monieckiego (części gmin: Jasionówka, Jaświły i Knyszyn)8.
    Folklor i kultura tego ludu jest w dużym stopniu udokumentowana w sześciotomowym dziele Michała Fedorowskiego Lud białoruski. W pierwszej połowie dwudziestego stulecia trwają usilne próby katolickich działaczy białoruskich, w tym w dużym stopniu białoruskich księży katolickich, zaszczepienia temu ludowi białoruskiej świadomości narodowej. Tomasz Bakunowicz w cytowanym tu tekście przedstawia imponującą plejadę wybitnych działaczy białoruskiego ruchu narodowego, pochodzących z katolickiej Sokólszczyzny. Wymieńmy ich: Franciszek Hryszkiewicz z Suchowoli – białoruski poeta, literaturoznawca, publicysta; ks. Franciszek Hrynkiewicz rodem z Nowego Dworu – organizator białoruskiego ruchu narodowego na Grodzieńszczyźnie; dr Stanisław Hrynkiewicz, też z Nowego Dworu – psychiatra, tłumacz średniowiecznej literatury teologicznej na język białoruski; inny Stanisław Hrynkiewicz – członek emigracyjnej Rady Białoruskiej Republiki Ludowej; Dominik Aniśko, urodzony w Słojnikach pod Sokółką – oficer armii Andersa, białoruski folklorysta zajmujący się folklorem ziemi sokólskiej; Władysław Kozłowski, urodzony we wsi Zalesie powiatu sokólskiego – redaktor wileńskiego pisma białoruskiego Nowy Szlach; Bolesław Grabiński, urodzony w okolicy Dąbrowy Białostockiej – działacz Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji; Adam Byczkowski, urodzony w folwarku Tołoczki powiatu sokólskiego – redaktor naczelny białoruskiego katolickiego pisma Biełarus w Wilnie; Jan Czerpuka, urodzony w Nowym Dworze – białoruski działacz narodowy, dyplomata Białoruskiej Republiki Ludowej; ks. dr Józef Reszeć, działacz białoruski, teolog patrystyki na uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie, za swoje poglądy zdegradowany do roli proboszcza w parafii Tryczówka w powiecie białostockim, gdzie nie zaprzestał krzewić wśród parafian idei białoruskiej.
    Tamże.
    Lista zbyt długa i daleko niepełna. Ale nawet w tej okrojonej formie mówi wiele. Biografie tych ludzi zasługiwałyby na baczniejszą uwagę ze względów nie tylko lokalnych. Mają oni w sobie wiele z herosów kulturowych, ich dzieje to splot tragizmu i wzniosłości. Tragizmu nie tylko prześladowań politycznych, ale przede wszystkim słabego odbioru tych idei w społeczności, do której były adresowane. Świadomość białoruskiej tożsamości u tych ludzi często rodzi się nagle i ma w sobie coś z mistycznego objawienia: jest odnalezieniem sensu życia i wyznacza dalszą drogę życiową. Wierni temu wyzwaniu po licznych perypetiach kończyli często zesłaniem, a nierzadko męczeńską śmiercią.
    Otóż paradoks polega na tym, iż społeczność prawosławna Białostocczyzny w tym okresie nie wydała żadnego „męczennika” sprawy białoruskiej ani nawet rzecznika białoruskiej idei narodowej jako takiej. Idea ta pozostała dla tej społeczności niezrozumiała i obca. W okresie międzywojennym ruch polityczny na tym obszarze koncentrował się na problematyce społecznej, na ideologii klasowej i sowieckiej; miał on swoich ideologów i męczenników. Siłą polityczną była tu Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i związana z nią Białoruska Włościańsko-Robotnicza Hromada. Idee „narodowe” tych organizacji sprowadzały się w konsekwencji do walki o wyzwolenie Zachodniej Białorusi „spod polskiej okupacji” i przyłączenie do BSSR Przywódcą Hromady był Bronisław Taraszkiewicz, postać nie mniej tragiczna, niż ci bohaterowie sprawy białoruskiej z Sokólszczyzny. Pochodził on z rodziny katolickiej na Wileńszczyźnie, silnie związanej z Kościołem katolickim. Początkowo liczył na związki z obozem belwederskim, potem związał się z KPP. Więziony w Polsce, w roku 1933 w ramach wymiany więźniów wyjechał do ZSSR, tam w 1937 roku został aresztowany i w Mińsku rozstrzelany.
    Sumując zatem: białoruska idea narodowa na Białostocczyźnie kształtowała się w okresie międzywojennym w katolickim środowisku Sokólszczyzny. Zaszczytne miano „Białorusina” przyswoili natomiast sobie prawosławni mieszkańcy regionu. Można by powiedzieć, przyswoili je sobie „niezasłużenie”, co więcej – bez należnej estymy i nabożności. Bez należnego poczucia dumy, często z poczuciem upośledzenia. Przyswoili je sobie z konieczności, ponieważ nie istniała żadna inna alternatywa na określenie własnej religijnej i cywilizacyjnej tożsamości w kategoriach narodowych. Gorzej nawet, to zaszczytne miano zostało im nadane i zadane ze wszelkimi tego skutkami, między innymi z powtarzającym się wyrzutem, że zadaniu temu nie są w stanie czy nie chcą w godziwy sposób sprostać. Tym awansem przejścia od kategorii „tutejszych”, „prostych” do miana „Białorusinów” społeczność ta była zawsze nieco skrępowana, nie mogąc na niego godnie odpowiedzieć miłością do białoruskiej literatury, symboli narodowych i samej „idei białoruskiej”. Dziś nie wie, co z tym zrobić, i szuka bliższych jej definicji własnej tożsamości.
    Rzut oka na plejadę wybitnych postaci idei białoruskich, które zrodziła katolicka społeczność pochodzenia białoruskiego, pokazuje, że to oni, a nie bohaterowie KPZB są prawdziwymi bohaterami i wzorcami osobowymi dzisiejszych Białorusinów politycznych. Lektura pism, takich jak „Czasopis” czy „Białoruskie Zeszyty Historyczne”, zdaje się wskazywać, iż czyni się to świadomie. Rzecz jednak w tym, że adresatem aktywności Białorusinów politycznych może być tylko społeczność prawosławna, czyli Białorusinów tutejszych. Tylko w tej społeczności białoruscy politycy regionu mogą liczyć na jakiś elektorat. Rezultat takiego układu spraw jest dla Białorusinów politycznych fatalny: przegrywają w zasadzie wszystkie wybory. Białorusini tutejsi dotychczas z uporem głosowali na SLD, co jest zgodne z duchem prawosławia, wszędzie optującym za ideą wspólnotową i z niechęcią przyjmującym ideologię indywidualizmu. Z tego wynika też z pozoru egzotyczna koalicja aktywistów Kościoła prawosławnego na Białostocczyźnie z SLD.
    Wróćmy jednak do społeczności katolików pochodzenia białoruskiego na Białostocczyźnie. Działalność „herosów” białoruskiej sprawy narodowej, o których wyżej wspomniałem, nie przyniosła widomych rezultatów. Walec dziejów był dla nich nieubłagany: podziały kształtowały się czytelnie – według rubieży cywilizacyjnej wyznaczanej religią losu, a nie granicami wspólnot etnograficznych. Poszczególne reżimy – carski, stalinowski, peerelowski – też wolały sytuację czytelną: prawosławni są „ruscy” czy „białoruscy”, co w tej interpretacji na jedno wychodziło, a więc swoi, katolicy są co najmniej – podejrzani. Wpisanie się w białoruskość społeczności katolickiej pochodzenia białoruskiego w tej sytuacji dziejowej stało się niemożliwe. Społeczność ta wydała innych bohaterów – antykomunistycznego podziemia i antykomunistycznej opozycji, bohaterów o ideologii antykomunistycznej, ale też, niestety, „antykacapskiej”. Z Suchowoli na Sokólszczyźnie pochodził Franciszek Hryszkiewicz, białoruski poeta i działacz narodowy, który zginął w sowieckim więzieniu „za wysługiwanie się imperialistycznej idei białoruskiej”9. Ale z tejże Suchowoli i z tej samej społeczności pochodził ksiądz Popiełuszko. W pięknym wierszu Wiktora Woroszylskiego, napisanym po męczeńskiej śmierci Popiełuszki, tam w zaświatach spotkawszy się z Panem Bogiem, ksiądz przemawia do niego po białorusku. Ładne to. Ale tu na ziemi ksiądz przemawiał po polsku w obronie sprawy polskiej.
    Procesy transformacji i obecność w Unii mogą sprzyjać rodzeniu się tożsamości białoruskiej na tym obszarze. Przesłanki takiej hipotezy są następujące:
    1. Religia stopniowo przestanie być religią losu, staje się religią wyboru. Splątana tożsamość religijna i etniczna będzie ulegać dyferencjacji na dwa odrębne typy wspólnot: religijne i etniczne. Proces ten, jak widzieliśmy, zachodzi już we wspólnocie prawosławnej. Może on wpływać stymulująco na przebieg podobnych procesów również w społeczności katolickiej. Wcześniej czy później Polska stanie się krajem pluralistycznym religijnie tak jak i inne kraje Europy i dawne podziały religijne będą tracić na znaczeniu.
    2. Działać może tzw. syndrom trzeciego pokolenia. Socjolodzy opisali to na przykładzie losu imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Pierwsze pokolenie imigrantów stara się ze wszech miar zadomowić w nowym społeczeństwie i upodobnić doń, pokolenie drugie jest już zadomowione i zasymilowane, pokolenie wnuków poszukuje na nowo tożsamości swych dziadków. Oczywiście, jest to porównanie raczej metaforyczne, chociażby dlatego, że nikt tu nie jest imigrantem, niemniej jednak potrzeba poszukiwania tożsamości etnicznej dziadków i pradziadków i wpisywania się w nią wydaje się dziś dość powszechna.
    Nie są to tylko hipotezy czysto teoretyczne. Pracując w Instytucie Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku, zetknąłem się z grupą młodzieży katolickiej o odzyskanej świadomości narodowej białoruskiej. Podczas wizyty papieża na Ukrainie pojechali oni do Kijowa z transparentem napisanym po białorusku: Białorusini z Polski witają Ojca Świętego.
    T. Bakunowicz, dz. cyt., s. 77.