BYĆ CZY NIE BYĆ… BIAŁORUSINEM?

NR 12 (95) GRUDZIEŃ 1998
(artykuł naszej członkini -Katzrzyny Owsiejczuk)


Krajobraz za oknami pociągu zmienia się, jak klatki w starym filmie. Jeszcze kilkadziesiąt minut i znowu będę w domu. Wydaje mi się, że siedzę tu cała wieczność, chociaż między Warszawa a Bielskiem jest nieco ponad dwieście kilometrów. W naszych czasach to „rzut beretem”. Jest piątkowe popołudnie, więc pociąg jest przepełniony tak, jakby wszyscy zapragnęli opuścić stolicę. Cisza w przedziale i miarowy stukot kół sprawiają, że zasypiam. W ten sposób podróż mija znacznie szybciej i kiedy się budzę, pociąg dojeżdża do celu. Białystok – tutaj się czuję prawie jak w domu; inni ludzie, swojski klimat. Niemal w biegu wskakuję do kolejnego pociągu, równie zatłoczonego jak poprzedni. Teraz na pewno wiem, że jestem w domu – wśród gwaru wyraźnie słyszę te „nasze” słowa. Nigdy nie sadziłam , że aż tak bardzo ucieszę się z tego powodu. Nigdy też nie myślałam , że będzie mi tego brakować. A jednak …..
Los rzucił mnie daleko od domu, rodziny. Niewielu tu znajomych, ale są. W ciągu tego roku stało się z nami coś dziwnego, coś , czego nikt nie przewidział: kiedy się spotykamy – rozmawiamy ze sobą po białorusku. Ktoś może zapytać, co w tym takiego nadzwyczajnego ? Ano to, że jeszcze rok temu nie chciało się nam mówić w tym języku , nawet na lekcjach języka białoruskiego! Język stał się dla nas namiastką rodzinnego domu, małej ojczyzny, symbolem tego, kim naprawdę jesteśmy. To on nie pozwala zapomnieć własnej tożsamości. Wszystko co kochaliśmy zostało kilkadziesiąt kilometrów stąd. Jedyna rzeczą , która nie była zbyt uciążliwa, aby włożyć ją do ogromnego plecaka, była mowa naszych ojców .
Nieraz sobie myślę , że tylko taka rozłąka pozwala docenić piękno i wartość wszystkiego, co związane jest z białoruskością. Większość młodych ludzi traktuje język białoruski jako dodatkowy język obcy, przy tym nikomu nie rozumiany, przez nikogo nie używany , prawie martwy jak łacina – znana tylko wąskim kręgom inteligencji. A przecież to język uważany jest przez socjologów za czynnik cementujący poczucie narodowej wspólnoty. Trochę trwalsza jest szeroko rozumiana kultura, bo może przez jakiś czas istnieć bez narodu. Czy Białorusini podzielą los Inków i Azteków ? Na to pytanie nie, ma dzisiaj odpowiedzi. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że białoruska nacja jest na wymarciu, ale na siłę ocalić jej się nie da. Spowodowała to w znacznej mierze ogólnodostępna dzisiaj edukacja i, kto wie, czy nie przyczyni się ona do całkowitego zaniku świadomości Białorusinów. Dlaczego dla naszych babć i dziadków tak oczywiste były białoruskie korzenie ? Dlatego, że mówili im o tym rodzice. Dlatego, że nikt nie mącił im, że są Ukraińcami. I jeszcze dlatego , że nikt nie dałby się przekonać obcej osobie ,że ich rodzice się mylili, że ktoś się kiedyś pomylił, bo tak naprawdę to jest on Ukraińcem, gdyż … . Zwykle pada tu milion „niepodważalnych argumentów”, które maja świadczyć o tym, że „Pywnocznoje Pidlaszsie” zawsze zamieszkiwali Ukraińcy.
Wydaje mi się, że dzisiaj na Białostocczyźnie największym zagrożeniem dla Białorusinów nie jest polonizacja, która w pewnych granicach jest niejako naturalna i nie da się jej całkowicie uniknąć w obrębie żadnej mniejszości. Takie niebezpieczeństwo jednak stwarza sztuczna, ale też bardzo drapieżna, ukrainizacja. Polacy nie są narodem zbyt tolerancyjnym, chociaż za taki się mienią, ale przynajmniej nie przekonują nikogo na siłę, że jest on Polakiem. Ukraińcy działają jak sekta, która wszystkimi sposobami chce przyciągnąć nowych członków …..
Chcecie poznać ciąg dalszy tych rozważań ? Odsyłam do lektury „Czasopisu”